index.phpnews.phpkorona.phpprasa.phpsponsorzy.phpkontakt.php

Makalu 2006


Celem było zdobycie Makalu (8463 m) przez Ankę Czerwińską jako pierwszą polską himalaistkę.
W wyprawie brał też udział Jerzy Natkański. Jerzy Natkański jest doświadczonym himalaistą, specjalizuje się w wyprawach zimowych


DHAULAGIRI 2008
K2/BROAD PEAK 2007

MAKALU 2006

K2 TEAM EXPEDITION 2005
GASHERBRUM II 2003
AMA DABLAM 2002
CHO OYU 2001
LHOTSE 2001
SHISHA PANGMA 2000
EVEREST 2000


Artykuł Janusza Kalinowskiego (PAP)
Wyprawa wkracza w decydującą fazę
Szklana klatka - Relacja z wejścia na szczyt, spisana ręką Ani, już po powrocie do Warszawy
Zdjęcia

Ance Czerwińskiej towrzyszył Jerzy Natkański.
Jerzy Natkański jest doświadczonym himalaistą, specjalizuje się w wyprawach zimowych
Najważniejsze osiągniccia alpinistyczne:
1990 - Aconcagua (6960 m), najwyższy szczyt Ameryki Południowej,
1993 - dziewiczy szczyt Borondo Sar (6800 m) w Karakorum,
1995 - Kilimandżaro (5985 m), najwyższy szczyt Afryki,
1996 - członek letniej wyprawy na Nanga Parbat (8125 m),
1997 - Mount McKinley (6194 m), najwyższy szczyt Ameryki Północnej,
1997 - Gasherbrum II (8035 m), Karakorum,
1997/1998 - członek zimowej wyprawy na Nanga Parbat (8125 m), kier. Andrzej Zawada,
1997/1998 - członek zimowej wyprawy na Makalu (8481 m), kier. Krzysztof Wielicki,
2002/2003 - członek zimowej wyprawy Netia K-2 (8611 m), kier. Krzysztof Wielicki.

Jerzy Natkański był czynnym współorganizatorem powyższych wypraw zimowych. Ponadto uprawia bieganie, startuje w maratonach, ultramaratonach, rajdach przygodowych.
Jest członkiem stażystą Stowarzyszenia Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami (STORAT) w Rzeszowie.
Wiceprezes Polskiego Związku Alpinizmu od 2001 roku.

Czerwińska i Natkański w drodze do Katmandu
Janusz Kalinowski (PAP)

Jeden z piękniejszych i trudniejszych ośmiotysięczników, piąty co do wielkości szczyt świata Makalu (8463 m), to cel wyprawy Anny Czerwińskiej i Jerzego Natkańskiego. Warszawscy alpiniści odlecieli w czwartek z Okęcia (via Moskwa) do stolicy Nepalu - Katmandu.

Oboje próbowali już zdobyć tę górę, ale wszystkie ataki kończyły się niepowodzeniami, a dwa - tragicznie: jesienią 1988 i wiosną 2002 roku. 18 lat temu kierownikiem międzynarodowej ekspedycji była Anna Czerwińska.

"Na wierzchołek wspiął się Tomasz Kopyś - wspomniała przed odlotem - Szczyt prawdopodobnie osiągnął również Ryszard Kołakowski, ale pewności nie ma. Zginął podczas zejścia. Przez dwa dni szukaliśmy ciała, jednak nie znaleźliśmy. Potem jeszcze dwukrotnie próbowałam zdobyć Makalu - zimą 1990 roku z Krzysiem Wielickim i wiosną 2002 roku z Piotrem Pustelnikiem, któremu udało się stanąć na szczycie. Na tę wyprawę cień rzuca tragiczna śmierć jednego z uczestników, serdecznego przyjaciela Piotra - Amerykanina Raymonda Davida Caughrona."

Z końcem stycznia tego roku, przy próbie samotnego wejścia na dziewiczy zimą szczyt Makalu, zaginął wybitny alpinista francuski Jean-Christophe Lafaille, jeden z najbardziej wszechstronnych, mający światowe osiągnięcia we wspinaczce lodowej i skalnej. Był na jedenastu z czternastu ośmiotysięczników globu.

56-letnia Anna Czerwińska nadmieniła, że na Mount Everest weszła dopiero za czwartym razem, więc ma nadzieję, że czwarta próba zdobycia Makalu zakończy się powodzeniem. Gdyby tak się stało, byłaby pierwszą Polką i jedną z nielicznych na świecie kobiet.

Wspinająca się od 36 lat warszawianka jest autorką sześciu książek, w których relacjonuje swoje wyprawy: "2 x Matterhorn", "Trudna Góra Rakaposhi", "Broad Peak - tylko dwie", "Nanga Parbat - Góra o złej sławie", "Groza wokół K2", "Korona Ziemi". Jest pierwszą Polką, która zdobyła Koronę Ziemi, wchodząc na najwyższe szczyty wszystkich kontynentów. Ostatnim, w 2000 roku, był Mount Everest (8848 m).

52-letni Jerzy Natkański, wiceprezes Polskiego Związku Alpinizmu od pięciu lat, trenujący także biegi (startuje w maratonach i ultramaratonach), na przełomie 2000 i 2001 roku brał udział w zimowej wyprawie na Makalu, której kierownikiem był Krzysztof Wielicki. Zdaniem Natkańskiego najtrudniejsza i najbardziej niebezpieczna będzie końcowa część wspinaczki.

"Bazę urządzimy na wysokości 5600 m. Obóz pierwszy zamierzamy postawić na 6600 m, drugi na 7400 m i trzeci na 7900 m. Z tej to wysokości planujemy około 20 maja atak szczytowy" - poinformował Natkański, który jest także członkiem Stowarzyszenia Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami (STORAT) w Rzeszowie.

Dawno już nie było takiej sytuacji, by w jednym czasie trzy polskie ekspedycje szły na trzy ośmiotysięczniki. Oprócz Czerwińskiej i Natkańskiego, na Cho Oyu (8202 m) w Tybecie wspinają się Piotr Pustelnik z Łodzi i Piotr Morawski z Warszawy, a 28 marca wyruszył do Katmandu pod kierunkiem Bogusława Ogrodnika (Wrocław) pięcioosobowy zespół w składzie: Martyna Wojciechowska, Dariusz Załuski (oboje z Warszawy,), Janusz Adamski (Szczecin), Wojciech Trzcionka (Cieszyn) i Rosjanin Jura Jermaszek. Celem jest zdobycie Mount Everestu.

Makalu wznosi się w odległym, trudnodostępnym rejonie Nepalu (przy granicy z Tybetem) i w odróżnieniu od Everestu nie został skomercjalizowany. Po raz pierwszy zdobyty został przez Francuzów w 1955 roku. Pierwszym Polakiem był jesienią 1981 roku Jerzy Kukuczka (nowym wariantem w dolnej części), a wyprawą kierował jeden z najwybitniejszych alpinistów Wojciech Kurtyka.



PRZYLOT DO DOLNEJ BAZY MAKALU 4800m - sprawozdanie:

Dokładnie o 6-ej rano nasz helikopter oderwał się od pasa startowego w Lukli. Przez chwilę lecieliśmy nad lesistymi wzgórzami, potem pod nami były skalne ściany wreszcie śnieg, lód i lodowce. Z narastającym hukiem silnika maszyna wznosiła się coraz wyżej. Lecąc na wys. 5500 m z niewielkim zapasem przelatywaliśmy nad urwistymi graniami. Po 20 minutach tej adrenaliny pojawiło się przed nami Makalu - helikopter zatoczył duży łuk i sprawnie wylądował.

Wyskoczyliśmy z ciasnej kabiny wprost w tłum podbiegających do nas tragarzy. Szybki wyładunek, w tumanach piachu, bo wirnik pracował cały czas i helikopter uniósł się w górę. Powrócił po godzinie z drugim transportem. W dolnej bazie / 4800 m / zastaliśmy jedną z włoskich wypraw. Włosi przyjęli nas bardzo miło, na śniadanie było ciasto Wielkanocne (Colomba), jajka kawa, a na lunch prawdziwe świąteczne obżarstwo z winem i wspaniałą kawą na deser. Również ciasto, tym razem pannetone.

Zrobiliśmy krótką wycieczkę po okolicach bazy, odwiedziliśmy krzyż i napis upamiętniający śmierć Andrzeja Młynarczyka w 1978 roku. Znaleźliśmy też kilka innych tablic poświęconych ofiarom Makalu, a w kamiennym szałasie gdzie koczują portersi zdjęcia zaginionego ostatniej zimy Lafauill'a. Jurek odnalazł miejsce bazy polskiej zimowej wyprawy w 2000/2001, a Anka resztki szczątków rozbitego tu w 2001 roku helikoptera.

Dziś nasze 4 ładunki poszły do właściwej bazy /5600 m /, jutro rano i my i Włosi razem z resztą ładunków wyruszymy do góry.



Szklana klatka - Relacja z wejścia na szczyt, spisana ręką Ani, już po powrocie do Warszawy

21 maja wszyscy (12 Włochów, kilku Szerpów oraz Jurek, Tsiring i ja) wyruszyliśmy w górę. Było to tzw. wyjście ostatniej szansy, gdyż monsun wisiał nad nami jak nieuchronne przeznaczenie. Większość z nas miała poczucie winy, że tak wiele czasu zmarnowaliśmy poprzednio. Z resztą poraz pierwszy wychodziliśmy z bazy w gęstych mgłach, co jeszcze zwiększało nasze obawy. 22 maja wszyscy osiągnęliśmy Makalu-La (7400m), a 23 maja doszliśmy do obozu III (7600m). Po południu Szerpowie wyruszyli na rekonesans seraków przed obozem.

24 maja ok. 5 rano razem z Jurkiem wyszliśmy w stronę szczytu. Mieliśmy po jednej butli tlenu, ale zakładaliśmy, że zaczniemy używać go wyżej. Warunki były bardzo dobre, ślady idących przed nami Włochów i Szerpów wyraźnie widoczne. Trawers Seraków był zaporęczowany, nie było zresztą specjalnych trudności. Poza serakami droga prowadziła wprost w górę stromym, lodowym zboczem. Widziałam idące przede mną 2-3 osoby, wywołałam Jurka, który szedł z tyłu i powiedziałam, że idę za nimi. Kiedy znalazłam się w stromym kotle, ze zdumieniem zauważyłam, że ślady prowadzą w lewo na skalno-lodową grzędę.
Wypatrzyłam tam drobne sylwetki. Znów powiedziałam o tym Jurkowi, po czym zaczęłam wspinać się grzędą. Ślady miejscami niknęły w skałach, było stromo i maska tlenowa strasznie mi przeszkadzała. Zrezygnowałam z tlenu i wspinałam się dalej pomarańczowymi skałami.

Ok. 17 spotkałam schodzącego Tsiringa. Towarzyszył mu jeden z Włochów.
Namawiali mnie ostro na zejście, ale mnie szkoda było zawrócić, poza tym pomarańczowe skały dodawały mi optymizmu. Postanowiłam, że będę szła w stronę szczytu jak długo będę mogła, a potem zabiwakuję i rano sprawę dokończę. Teraz widzę, że było to trochę ryzykowne, natomiast tam, wysoko, wydawało mi się naturalne. Spotkałam kolejnych schodzących Włochów. Mówili, że do szczytu jeszcze daleko. Zawzięłam się. Już po ciemku zaczęłam szukać miejsca na biwak. Nie było nic dobrego, wykopałam w końcu w stromym lodowym zboczu rodzaj grałdołka, włożyłam tam plecak i na nim usiadłam. Trochę zsuwałam się, ale było dość wygodnie. Widziałam w dole światła obozu III i latarki schodzących. Nie wiedziałam, że jedna z nich należała do Jurka, który zawrócił o zmroku i nocą dotarł do obozu III.

Podczas biwaku (wysokość oceniam na 8250m) skupiłam się wyłącznie na przetrwaniu. Miałam tylko kombinezon puchowy Bergsona, buty La Sportiva i zwykłe rękawice. Żadnej osłony, płachty, nic, co odgrodziłoby mnie od straszliwego zimna i ogromu otwartej przestrzeni. Tlen, który miałam nie mógł mi pomóc, gdyż oddychanie nim przez zalodzoną maskę powodowało uczucie, że odmrażam sobie płuca. Pogoda na szczęście była dobra tej nocy, Makalu dało mi szansę. Wytrwałam do 5:30 rano i wygrzebałam się ze swojego dołka.
Po chwili ruszyłam do góry. Tlen zostawiłam, żeby nie było za ciężko. W nocy nie było wiatru i ślady Włochów były dobrze widoczne. Dziwnie się czułam mając świadomość, że jestem jedyną żywą istotą zmierzającą dziś ku szczytowi.
O 8:30 rano, kiedy byłam już na grani, wywołałam Jurka. nie pamiętam, czy wczoraj mówiłam mu o biwaku i miałam wyrzuty sumienia. Odezwał się Tsiring, który razem z Jurkiem był w obozie III. Powiedziałam, gdzie jestem.
- Czy to jeszcze daleko? - jęknęłam wczuwając się w rolę słabej kobiety.

Na szczęście było blisko, a kawałki poręczówki dawały poczucie bezpieczeństwa. O 9:20 (25 maja) mogłam podziwiać ze szczytu piękną panoramę. Nagroda za wytrwałość? Deterioracja szybko mnie ogarniała, w zejściu miałam halucynacje, widziałam Szerpów i namioty, a kiedy już po ciemku dochodziłam do obozu III (Tshiring wyszedł po mnie) wydawało mi się, że namiot stoi w szklanej klatce i pytałam Jurka, jak wejść do środka. To nie było jednak groźne, noc w obozie III poświęciłam na wypoczynek, a 26 rano spakowaliśmy wszystko i zeszliśmy do jedynki. Następnego dnia dotarliśmy do bazy. Było zupełnie pusto, Włosi zeszli do dolnej bazy, zabrali niestety generator odcinając nam możliwość porozumiewania się ze światem. Na wysłanie pierwszej wiadomości o tym, że żyjemy, trzeba było poczekać parę dni.
Anna Czerwińska



Zdjęcia

Sponsorzy



Wsparcie sprzętowe



do góry:.
Copyright (C) 2005-2010 Szkoła Górska. All rights reserved.